środa, grudnia 20

Wloskie Boze Narodzenie

Wielu moich znajomych pytalo mnie jak wyglada Boze Narodzenie we Wloszech. Oczywiscie kazdy zaklada, ze swieta we Wloszech nie sa uroczyste. A opnia, ze Wlosi nie posiadaja choinki i Wigilii jest juz chyba stereotypem.
Otoz wcale tak nie jest...

W zeszlym roku mialam okazje spedzic cale swieta we Wloszech. Oczywiscie byly to inne swieta. Jednak inne nie oznacza gorsze. A w rezulatcie mozna odnalezc wiele wspolnego w sposobie urzadzania swiat we Wloszech i w Polsce.

Pierwszy mit, ktory nalezy obalic to choinka! Otoz Wlosi ubieraja choinke na swieta i niewiele sie ona nie rozni od naszych swierkow czy jodel. Dekoracja choinek wedlug upodobania.


tak jak widac:-)))
A pod choinka tradycyjnie nie moze zabraknac prezentow.

Do prezentow Wlosi przywiazuja bardzo duza wage.Kazdy musi zrobic i otrzymac prezent a najlepiej kilka.
Co ciekawe we Wloszech przed swietami w sklepach ceny sa zawyzane!!! Jednak kazdy prezent po swietach mozna wymienic, zwrocic...z czego Wlosi, znani z wybrednosci, korzystaja czesto i ochoczo.


Kiedy otwiera sie prezenty?
Tu tez pojawia sie kolejna niescislosc, jakoby Wlosi nie obchodzili Wigilii a prezenty rozdawali 25 Grudnia.
A wcale ze nie:-)
Wspolna kolacja odbywa sie 24 grudnia i choc nie ma tam tradycyjnych potraw, to jednak jest uroczyscie. Wlosi nie katuja sie scislym postem,ale z przyzwyczajenie jedynym wspolnym posilkiem tego dnia jest kolacja, ktora zaczyna sie okolo 18-19. W ciagu dnia, gdy starszyzna-czyli rodzice-dziadkowie przygotowuja kolacje, mlodzi udaja sie na rynek by tam spotkac sie ze znajomymi,przyjaciolmi aby wspolnie wypic kawe i przekazac sobie zyczenia.
Na kolacji nie moze zabraknac ryb i owocow morza jak tez makaronow. Nie serwuje sie jednak pizzy jak co poniektorzy moga przypuszczac. Dania nie sa wymyslne,ale za to smakowite. Nie ma ich ustalonej ilosci, ale wcale nie jest to mniej niz podczas naszej Wigilii. Kolacja trwa bardzo dlugo (jak kazdy Wloski posilek). Okolo 22.00 podaje sie kawe i ciasta . Wlosi maja specjalne ciasta bozonarodzeniowe.
jak na przyklad Panettone, ktore przypomina nasz babke z bakaliami, o troche wiekszych gabarytach:-)
Bardzo pyszne...

Na koniec wigilijnej kolacji otwierane sa prezenty!!!! Kazdy musi przeczyatc od kogo dostal prezent, co dostal i pokazac jak bardzo sie cieszy;-))
Wreszcie mozna wstac od stolu!!! O godzinie 24.00 kto chce udaje sie na pasterke.
Pierwszy i drugi dzien swiat obchodzone sa, podobnie jak u nas, w gronie rodzinnym. A ze rodziny wloskie sa liczne, wiec trzeba sie najezdzic:-))) Nie ma jednka zwyczaju ucztowania przy stole. Bardziej przypomina to luzne spotkanie.
I tak mijaja swieta....
Nie moge nie wspomniec o jeszcze jednej waznej tradycji
... Szopka...
Wlosi jak zwykle za co sie zabiora musza doprowadzic to do rangi sztuki.I tak w okresie przedswiatecznym mozna obejrzec w kosciolach, na ulicach, w domach i wszedzie tylko gdzie znajdzie sie miejscei- Szopki. Presepe, bo taka nazwe nosi szopka to niekiedy efekt calorocznej pracy artystow rzezbiarzy i okresla sie ja mianem Arte del Presepe. Niesamowite sceny z zycia codziennego wbudowane w skaly, drzewa... tu powmyslowosc ludzka nie ma granic. I wierzcie mi nie sa to nasze male szopki (papierowe)...W trakcie swiat mozna zwiedzac takie szpoki, lub wystawy na ktorych sa one prezentowane.


to jedna z mniejszych...
Ponad to w kazdym domu obowiazkowo musi pojawic sie szopka-najlepiej wlasnorecznie zrobiona.




Tak w przyblizeniu wygladaja wloskie swieta Bozego Narodzenia...
Zbyt wielkiej roznicy nie ma.
Jest jednak cos co, przynajmniej dla mnie, robi roznice
...pogoda...

Bo czy mozna czuc sie swiatecznie przy 23 stponiach, zdecydowanie plusowych:

poniedziałek, grudnia 18

Przedswiatecznie

Dzis ide z mama wybierac choinke:-)))
Prawdziwa... z lasu...pachnaca zima i swietami:-)))
A potem bede ja ubierac:-)))
... tak jak dawniej....


Bardzo lubie okres przedswiatecznych przygotowan:-)))

sobota, grudnia 9

Santa Claus Party

U mnie nadal nastroj mikolajkowy wciaz i niezmiennie....
a co tam przynajmniej nie komercyjny:-))))

W piatek odbyla sie impreza mikolajkowa i bylo bardzo sympatycznie.
Towarzystwo iscie mieszane, to znaczy 6 Wlochow i 6 Obcokrajowcow.
Bylo duzo smiechu, dobrej zabawy a co poniektore rysunki z Kalamburow przejda do historii, jak chociazby "Rozowa Pantera" (Brawo dla Erika)!!!!
No i nie obeszlo sie bez spiewania jak na impreze przystalo .... "..o sole mio"- choc noc ciemna panowala dookola, ale coz tam Wlosi zawsze sloneczni:-)
Byl tez i akcent ze "starych dobrych czasow" (to cytat z Gatto) jak "Kalinka" czy "Oczy czarne..." zwlaszcza ze mielismy pierwszy glos prosto ze Wschodu:-)))

Oj dzialo sie dzialo:-)))
Tym co byli dziekuje a Ci, ktorzy nie byli niech zaluja!!!

A teraz czas ruszyc w podroz... moze nawet sladami Mikolaja, kto to wie?! :-)

Sciskam i pozdrawiam
Do zobaczenia w Polsce:-)))

środa, grudnia 6

Mikolajki

Dzis podazajac za polska tradycja ochodzimy Mikolajki:-)))
Hip Hip Hurra!!!!
Kazde dziecko po przebudzeniu widzi obecnosc Mikolaja , ktory noca niepostrzezenie zostawil dla nich "male co nie co"


....tak wiec mozna owo "co nie co" znalezc pod poduszka, na poduszce, pod lozkiem, kolo lozka i tak dalej....
Oj nameczyl sie bidulina, nameczyl... a i przeciez to juz wiekowy staruszek.
Rozne sa tradycje i wyobrazenie Sw. Mikolaja, bo jak sie okazuje ten holenderski przyjezdza ( a wlasciwie przyplywa) z Hiszpanii i to juz 5 grudnia, jak podaje Aga.
Zastanawiam sie tylko czy on ma czas, zeby przy okazji jeszcze i hiszpanskie dzieci uraczyc prezentami?
A nasz, choc wcale nasz on nie jest(bo tradyja ta przyszla do nas z Niemiec), przybywa z dalekiej i zimnej Laponii.
Sa i tacy, ktorzy wierza ze Mikolaj mieszka w Kanadzie, czy nawet na Biegunie Polnocym (choc tam mysle, ze jego Elfy raczej by wymarzly).
Jakkolwiek Sw. Mikolaj niewiele ma juz wspolnego z biskupem z Miry, ktory to rzekomo caly swoj majatek rozdal biednym.
Panoszaca sie wszedzie kultura amerykanska przedstwia nam Mikolaja jako sympatycznego grubaska z broda, ale wciaz z dziarskim usmiechem
no i raczej kojarzy sie on juz z Bozym Narodzeniem, wojajac" ho ho ho Marry Christams!!" Jest jeszcze rosyjski Dzidek Mroz.
We Wloszech jest natomiast jeszcze inaczej...
tam Mikolaja nie ma!!!!
To nie sa zadne herezje!!!
Ani 5 ani 6 Grudnia!!!!
Ale zeby dzieci wloskie nie czuly sie zbyt poszkodowane, to wymyslono ze prezenty beda dostawac 6 stycznia, w swieto Trzech Kroli:-))) W kazdym badz razie efekt i zasada te same: grzeczne dzieci dostaja prezenty, a niegrzeczne rozge!!!! No jak juz wyjasnilismy sobie jak to jest z tym Mikolajem to zycze Wam mnostwo prezentow i mikolajkowego nastroju:-)

_________________________________
A to juz nie dla dzieci i napisze malymi literkami

OSTRZEZENIE: PONIZSZY TEKST MOZE ZAWIERAC SZOKUJACE INFORAMCJE PRZEZNACZONE TYLKO DLA DOROSLYCH I OSOB O SILNYCH NERWACH

czy wiecie ze podobno pierwszy wizerunek Mikolaja (tego amerykanskiego) zostal opracowany i rozpowszechniony na zlecenie Coca Coli w latach 30?
Tak, to ten wizerunek, ktory wszyscy znamy z reklamy... "znowu ida swieta...always cocacola"...
A wlasciwie to zostal on zawlaszczony przez CC, bo ktos wymyslil go juz w latach 20.
ach...komercja...
Swiety Mikolaj stal sie tak komercynym wydarzeniem ,ze nawet znany jest w calej Azji, ktora z chrzescijanswtem nic wspolnego nie ma. W Chinach nazywa sie go "Staruszkiem Bozonarodzeniowym" i czerpie zyski od grudnia do konca stycznia:-)

piątek, grudnia 1

Wojowniczka

Jakis czas temu pisalam o moim strajku...
Najnormalniej w swiecie zastrajkowalam i przez czas jakis wiernie podtrzymywalam swoja walke.

czas na rezulalty:
-dwie stluczone szklanki (zakupiony w zamian zestaw szesciu)
-kuchnia-pobojowisko
-zastraszajace tempo zuzycia maki i proszku do pieczenia:-)
[Otoz F. bardzo spodobalo sie pieczenie ciasta. Sukces gwarantowany, gdyz na jedno przypada (wedlug niego) cale opakowanie proszku do pieczenia :-))))]

A oto jak zostalam podsumowana...



















Podpis : "Super Ula" (tylko "p" sie gdzies zapodzialo)
___________________________________
Ps. Ja wcale az taka straszna nie jestem:-)))) Prawda?

środa, listopada 29

po weekendzie - w srodku tygodnia

Relacja miala byc w poniedzialek a tu sroda mnie zastala:-)))
Wiec tak w polowie po weekendzie i przed nastepnym ...

W kazdym badz razie weekend byl bardzo udany.
Na wieczorze ktory mial byc degustacja win i serow, ja zajelam sie zdecydowanie tym pierwszym:-))) Winka byly pyszne a sery takie sobie, bo okazalo sie ze wiekszosc to sery wloskie... Jesli zas chodzi o francuski akcent wieczoru to z pewnoscia bylo nim francuskie towarzystwo. Tu nie wiem za bardzo co napisac, bo w sumie to ja nic nie mam przeciwko Francuzom, ale ... jakos tak przesiedzili cala impreze w swoim gronie rozmawiajac tylko we wlasnym jezyku... Wszyscy inni bawili sie iscie szampansko:-)
Niedziela zas uplynela pod zankiem "dochodzenia do siebie" (zwlaszcza ja musialam dojsc, choc napierw trzeba wstac, zeby dojsc -a to zajelo mi znaczenie wiecej czasu). A wieczorkiem udalismy sie na kolacje do znajomych Australijczykow. Na tym wieczorze poznalam Holenderke, ktora 4 lata mieszkala w Polsce:-))) i przezyla... choc kazdy potrafi sobie wyobrazic jak moglo wygladac jej zycie w naszym kraju. Ester (bo tak sie nazywa) uczyla sie nawet jezyka polskiego, ale po roku poddala sie...choc i tak przywitala mnie slowami "Dzien Dobry Pani, jak sie masz?":-)))
Za to zakochala sie w naszych krajobrazach i gorach (ba!). Stwierdzila, co tez bylo mi bardzo milo uslyszec, ze tylko w Polsce potrafila sie odnalezc i czuc jak w domu.
...az samej mi sie zatesknilo....

piątek, listopada 24

weekend'owo

Jak ten czas szybko leci... znow weekend, oczywiscie ku uciesze wszystkim- chyba bez wyjatkow:-)
U nas ten weekend bedzie pod znakiem iscie towarzyskim.
I tak oto w sobote udajemy sie na degustacje tegorocznego wina francuskiego (tzn.Beaujolais)...hmmm... wino jak wino, ale sery, ktore zawsze sa obecne przy degustacji....to chyba bardziej mi odpowiada. Uwielbiam sery francuskie, no ale nie mowie tego za glosno, bo F. i tak bedzie sie sprzeczal co do wyzszosci serow wloskich nad franuskimi. Choc musze przyznac, ze tym razem niewiele mowi bo zaproszenie dostalismy od naszej znajomej Wloszki:-)
Zobaczymy jak bedzie, bo wyglada na to ze bedziemy sami w towarzystwie francuzow. Moze przyda im sie troche egzotyki:-)
W niedziele natomiast idzimy na kolacje do znajomych z Autralii i tu bardzo sie ciesze, bo oboje sa niesamowicie symaptyczni. Ot, tacy zwyczajni ludzie... jakich mi bardzo tutaj brakuje ....
A relacje z weekendowych "szalenstw" z pewnoscia umiesze w poniedzialek:-)
Tymczasem pozdrawiam Was bardzo Slonecznie, bo nie wiem jak u Was ale u mnie slonca pod dostatkiem!

niedziela, listopada 19

strajk

Tak!
Strajkuje!
A jak to sie objawia? A bardzo zwyczajnie... lub moze mniej zwyczajnie.
Strajkuje, czyli siedze sobie przed komputerem z lampka wina i mam wszystko w nosie!
A z kuchni odchodza dziwne odglosy, co oznacza ze F.przygotowuje ciasto! Nie bede przytaczac slow zaslyszanych (choc mnie one nie dotycza) bo sa raczej niecenzuralne (przynajmniej te po angielsku, bo reszta jest po wlosku- choc sens pewnie zostal zachowany)... Reaguje jedynie na pytania w stylu *wiesz moze gdzie jest ta: miska,lyzka, maka etc...* zeby nie bylo ze taka zolza ze mnie!
Wlasnie zamknelam drzwi do kuchni, by odgrodzic sie od tego rozgardiaszu i choc w spokoju sobie spotrajkowac!
Przyczyny mojego straju? zaytacie
...hmmm...
F.krytykowal ostatnio (mial chyba muchy w nosie) praktycznie wszystko co przygotowalam. Tak wiec ja w odwecie postanowilam zaprzestac wszelkich aktywanosci kuchennych! O! Zobaczymy kto kogo przetrzyma! Oczywiscie nikt z glodu nie umrze, bo F. gotuje bardzo dobrze, a ja po prostu postanowilam dac mu pole do popisu, marudzac przy tym niemalze tak samo jak on!!! A poza tym to jest mi smutno! O ... tak mi zle...taki mi zle...taki mi szaro...
Tak wiec wszystko razem dalo poczatek mojego strajku!

Wiesci z frontu:
  • bialka sie nie ubily
  • straty w szkle -szlkanka sztuk 1, slownie: jeden
Jutro bedzie lepiej, Kochanie, nie martw sie ;-))))

piątek, listopada 17

List do Swietego Mikolaja

Witam,
Slonecznie zaczal sie weekend, oby tak sie utrzmal do niedzieli, choc nic szczegolnego nie planuje, ale zawsze to milej jak sie slonce wdziera do mieszkania. Wczoraj bylismy z F. na malych zakupach juz swiatecznych:-))) to znaczy
wybieralismy prezenty dla najblizszych... alez mnie natchnelo swiatecznie... i tak mi sie zatesknilo za swiateczna atmosfera!!! No ale w koncu jeszcze MIkolaj po drodze...tyle tylko ze do mnie nie przyjdzie, no bo z Polski za daleko:-(, a ten tu na miejscu "poludniowy" (znaczy sie), Mikolaja nie zna :-((( Dacie wiare?! Ze jest jeszcze KTOS kto nie zna Mikolaja? No wlasnie, niestety we Wloszech cos co my znamy jako MIkolajki obchodzone jest nie 6 Grudnia a 6 Stycznia, w swieto Trzech Kroli. Nie mniej jednak postanowilam napisac swoj list do Sw. Mikolaja. A moze on wlasnie czytuje mojego bloga?


* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Drogi (czy raczej Swiety) Mikolaju,

Jak kazde dziecko pisze list do Ciebie, zyczac sobie czego tylko dusza zapragnie lecz pamietajac ze Twoja kieszen przepastna nie jest.... uwzgledniajac tu polskie warunki (nie tylko klimatyczne).

A oto czego sobie zycze:

swietego spokoju
slonca w nadmiarze
deszczu w umiarze
zdrowia wszelkiego
wakacji na co dzien

A tak przy okazji to nie mialbys dla mnie jakiejs ciekawej pracy, co?

Ps. Subiektywnie stwierdzam ,ze bylam (prawie) grzeczna ...(prawie) caly rok:-p


No a poza tym to organizuje male St.Claus Party

Nie to zebym sie Mikolajowi chciala podlizac :-)))
8 Grudnia 2006, godzina 19.30
Wstep Wolny:-)))
Zapraszam:-)

poniedziałek, listopada 6

Szalona niedziela

Wczoraj mialam bardzo sympatyczny dzien :-))) Po pierwsze i nawazniejsze dnia wczorajszego odbyl sie "zlot"... zwany SZCZYTEM... Dla niewtajemniczonych: "szczytem" okresla sie szalona niedziele (tak jakos sie utarlo ze to niedziela) spedzona w gronie Polskich Kwiatkow z Holandii. Zabawa gwarantowana! Jest tylko jeden warunek: trzeba miec nielza kondycje fizyczna (no bo o psychicznej juz nie wspomne!), zeby moc przezyc niejeden atak smiechu:-)))) Tak tez bylo wczoraj! Mysle ze bylysmy najglosniejszym towarzystem zarowno w kawiarence jak i restauracji a nasze salwy smiechu z pewnoscia odbily sie echem w Leiden.
Poklikalysmy niezle:-))))
Cala relacja ze spotkania i dowody rzeczowe w postaci zdjec znajduja sie u Gatto.
Gdy "dziewczeta" spokojnie(mniej lub bardziej) udaly sie do swoich domow, mezow (i nie tylko)... ja mialam jeszcze jeden przystanek zwany La Galleria Solo Vino. Miejsce na prawde godne polecenia! Dla wszystkich tych, ktorzy kochaja pyszne, wloskie jedzonko, dobre winko, klimatyczne wnetrza i profesjonalna obsluge!!!! Bar ten znajduje sie niedaleko plazy w Scheveningen. Probowalismy win z calej Italii od poludnia po polnoc, wszystko oczywiscie w ramach toast(ow) wzonoszonych z okazji 40-stych urodzin naszego kolegi.

Tak jakos pozno nam sie sie dotarlo do domu:-)

piątek, listopada 3

...to tylko liczby ?...

Dzis Eurostat* opublikowal dane dotyczace bezrobocia w Europie.
W zasadzie to tylko liczby, ktore do jednych przemawiaja bardziej do innych mniej...ale coz tam sie znajduje:
Sredni wskaznik bezrobocia dla Europy we wrzesniu 2006 wyniosl
7,8% i tu zaskoczenia nie ma. Ten sam poziom odnotowano w sierpniu tegoz roku. Lekki spadek porownujac dane z zeszlego roku (8,7%-wrzesien 2005).
Najnizsze bezrobocie odnotowano:
Dania 3,5%
Holandia 4,0%
Irlandia 4,2%
Austria 4,7%
Wsrod nowoprzyjetych krajow bardzo dobrze prezentuje sie Estonia z wynikiem
4,4%. W przeciagu roku kraj ten byl zdolny zredukowac bezrobocie z 7,2% do 4,4%. Tylko zazdroscic, bo jak prezentuje sie Polska... Coz... tak jestesmy na pierwszym miejscu, ale...jako panstwo z NAJWYZSZYM wskaznikiem bezrobocia, osiagajac: 14,1%. To niestety nie koniec...
Poziom bezrobocia wsrod ludzi mlodych(do 25 roku zycia) wynosl przecietnie
17,0%. W Polsce: 28,7% (nie musze dodawac, ze to najwyzszy w Europie).

Mysle, ze poczucie wartosci szanujacego sie Polaka spada w tak szybkim tempie w jakim nasz kraj "pnie sie" w gore w tego typu "rankingach".
To tylko statystyka...suche fakty i liczby... nic poza tym... i nasz rzad nie musi sie tym przejmowac...

?
_________________________________________________________

* Agencja Statystyczna Unii Europejskiej
Informacje na temat Rynku Pracy w UE :click

środa, listopada 1

Wspomnienie...


Dzis 1.Listopada.. Nie ma mnie niestety tam gdzie chcialabym byc....z tymi, z ktorymi chcialabym dzielic ten moment.. Jestem tutaj... lecz pamietam....
Slowa tej posienki, sa dla tych, ktorzy juz odeszli... i z ktorymi przyszlo nam sie rozstac- a zwlaszcza dla Mojego Taty....
i dla tych, ktorzy zostali...




"Psalm mojej nadziei"
Od kiedy myślę
Wlecze się za mną
Tak jak list gończy
Moja nadzieja
Że śmierć niczego
We mnie nie skończy

Nad kromkę chleba
I nad łyk wody
W pragnienia szczycie
Moja nadzieja
Że śmierć początkiem
Nowego życia

Ponad kasztany
I umieranie
Kiedy konieczność
Moja nadzieja
Że śmierć jest krokiem
W światło i wieczność


poniedziałek, października 30

Zablakany

Niedziela.
Pora kolacji.
Dzwonek do drzwi. .... ? o tej porze? nikogo raczej sie nie spodziewalismy.
Otwieram.
Przed mna starszy pan, nawet bardzo starszy na "jezdzidle".
Zaczyna cos po holendersku.
Strasznie belkocze i nic nie rozumie.
Przechodze na angielski. Pytam sie w czym moge pomoc.
A on swoje...
Wstaje ze swojego "jezdzidla"i robi krok w moim kierunku.
Odor alkoholu powala mnie z nog. Fuuuu.... a o co chodzi- zastanawima sie.
Juz mialam mu zamknac drzwi przed nosem gdy on zabelkotal: Englisssssh?
Silac sie na angielski wytlumaczyl mi ze on wlasnie wszedl(czytaj "wjechal") do budynku. Wszedl (czytaj "wjechal") do windy nacisnal piate pietro (logiczne-jak tez tak zazwyczaj robie, jak chce sie dostac do domu) i oto jest TUTAJ:-)))...

"jak to sie stalo? Jestem tutaj... ja TU mieszkam...." ????
"nie prosze pana, JA tu mieszkam"
"... ale... czy to jest piate pietro?"
"tak prosze pana, to jest piate pietro i JA TU MIESZKAM"
"ale... ja tak zawsze robie...wchodze do windy...naciskam piate pietro iiii.... jeeeestem w domu"
F. wkroczyl do akcji
" Prosze pana! Jak pan moze zdazyl sie zorientowac, to nie jest pana mieszkanie. Moze pan pomylil budynki. Moze pan mieszka na piatym pietrze ale w budynku obok?"
"...he.... obok?.... aaaaa..."
"Prosze sprobowac w nastepnym budynku. Dobranoc" i zamknal drzwi...

Kolacja i tak juz zimna...

Przez judasza ogladalismy jak potocza sie dalej losy naszego zblakanego. A ten jakby potrzebowal troche czasu na anlizowanie zaszlych zdarzen. Po czym przywolal winde. Daleko nia jednak nie zajechal, bo utknela na czwartym pietrze... dosc dlugo... wiec chyba probowal szczescia pietro nizej:-)))

A u nas "biedni", pijani rowerzysci nawet prowadzac rower(czy tez bedac prowadzeni przez rower) sa karani mandatami! A co dopiero by sie dzialo z "jezdzidlami"....

środa, października 25

Kielbacha z rozna

Niech Was nie zwiedzie ten tytul, bo to nie jest opowiesc kulinarna:-))) a wrecz przeciwnie.... dialog z serii... romantycznych (?)...

Noc...przewracam sie z boku na bok... sen jakos nie przychodzi...moze wlaczyc swiatlo i poczytac ksiazke-krotka mysl przeleciala mi przez glowe- az tu odzywa sie F.

F.: wiesz Kochanie, nie moge zasnac, a Ty?
Ja: no, wiesz, ja tez jakos nie bardzo...
F.: ... tak sobie mysle, ze chcialbym byc teraz na plazy, z Toba oczywiscie.Wylegiwac sie sloncu... szum morza...ach...
Ja: hmm...a ja chcialabym byc teraz w gorach. W malenkim domku, zasypanym sniegiem...ach...
F.: ale z kominkiem przynajmniej?
Ja: oczywiscie, ze z kominkiem ogrzewajacym malenki domek, owianym zapachem drewna
F.: i z lampka koniaku w dloni...
Ja: no moze wina...
F.: i ....z ....kielbaskami pieczonymi na roznie....
Ja: he...?....

I tak oto moj romantyczny nastroj jakos zostal przepedzony smrodem przypiekanej kielbasy z rozna...
A juz zapowiadalo sie tak przytulnie...
_____________________________________________________________________________________
Ps. Ja bardzo, ale to bardzo nie lubie kielbasy:-(

piątek, października 20

Slodka Niespodzianka

Wczoraj jakos markotnie zaczal sie dzien...
...moze to przez pogode, ktora jak powszechnie wiadomo nie rozpieszcza nadmiernie Holendrow!

Poranek byl dosc szarawy i mnie sie jakos udzielil ten pochmurny nastroj.
Zaszylam sie wiec w ksiazkach. Najpierw rozweselajac moja dusze setnym powrotem do "Dumy i uprzedzenia" (a to zawsze skutkuje!) a potem juz trzeba bylo na powaznie zajac sie wloskim. Na kursie troche przyspieszylismy i juz nie moge sie "slizgac" przyszla wiec pora by sie wziac za porzadna nauke... co tak tez zrobilam. Z tej nauki tak sie "przebudzialam", ze ochoczo powedrowalam na zajecia a tamze (jak zwykle) Maria Pia (nasza nauczycielka) dala nam niezly wyciska-aerobik mozgownicy, ale wlasnie za to ja lubimy:-)))
Stad tez wracajac o 22.00 do domu wcale ale to wcale nie chcialo mi sie spac a humor mi dopisywal do tego stopnia, ze postanowilam zabrac sie za pieczenie:-))) Zachcialo mi sie szarlotki... wlasciwie to postanowilam zrobic niespodzianke F., korzystajac z jego nieobecnosci. F. juz kilka dni mamrotal cos o szarlotke, takiej pysznej jak ostatnio itp... Szarlotka robila sie blyskawicznie i nawet nie wiem kiedy F. pojawil sie w drzwiach kuchni ,padniety po calodniowej wycieczce do Brukseli:-))) Pojechal tam z ludzmi z labolatorium, jak sie smieje, na "Zakladowa Wycieczke" calkiem dobrowolna, ale obecnosc obowiazkowa:-))))) Zapach szarlotki wywolal usmiech na jego twarzy i calkiem niepodziewanie wreczyl mi maly prezencik



Hmm....pomyslalam...a coz to takiego?.....Czyzby...?... Naprwde? Nie... to nie mozliwe.... Serducho podeszlo mi do gardla i juz wyobrazalam sobie coz to takiego moze byc, choc dobrze wiem, ze F. ma alergie na wszelkiego rodzaju bizuterie, no ale to pudeleczko?




Otworzyc?... Zaczekac?...

No dobrze, pomyslalam...OTWIERAM...

I oto...mym oczom...ukazala sie....






Ha ha ha... tak ... wlasnie... CZEKOLADKA:-))))






Buon Appetito

środa, października 18

Buirokracja



"To rowniez minie" -trzeba to sobie powtarzac we wszystkich sytuacjach w zyciu: kiedy sprawy ukladaja sie fatalnie i kiedy wszystko jest swietne...

i to wlasnie powtarzam sobie co rano majac nadzieje, ze juz niedlugo wiele spraw sie wyklaruje:-)))
i czekam...
Pod koniec miesiaca mam spotkanie w gminie w sprawie mojego poytu TUTAJ i tak bym chciala zeby juz nie wymyslali zadnych utrudnien i skonczyli z tymi wszystkimi formularzami, formami i deklaracjami itp!

...ale najwazniejsze jest to ze jestesmy juz w UE i te wszystkie 10 stronicowe formularze to sa uproszczone dokumenty, bo... jestesmy w Unii:-)))
I jak to zazwyczaj bywa...przepisy przepisami a pan(i) urzednik i tak wie lepiej...
...bez wzgledu na kraj burokracja z czasem zawsze sie wypacza!

...ale to rowniez minie....

piątek, października 13

Chwila refleksji

W ten jakze optymistycznie zapowiadajacy sie weekend (nie wiem jak u Was ale u mnie SLONECZKO) zachecam do obejrzenia malej prezentacji... tak jakos pozytywnie mnie to nastraja:

"the interview with God"


Slonecznego Weekendu Dla Wszystkich Kaffoszy ( i Herbaciarzy tez)

czwartek, października 12

Holenderski Slub.2

Witam,
Przyszla kolej na sprawozdanie ze slubu znajomych, ktory odbyl sie w zeszla sobote w Amsterdamie.
Wyjechalismy bardzo wczesnie z domu, mimo iz ceremonia zaplnowana byla na 13.00, ale przed tem musielimy dotrzec do Amsterdamu, spotkac sie ze znajomymi, ktorzy uzyczyli nam mieszkania jako przebierlani a ta bardzo sie przydala:-)
Punktualnie o 12.45 zjawilismy sie w miejscu ceremonii i tu lekko zdziwilismy sie, bo goscie ubrani byli najprzerozniej od wystrojonych pan w kapeluszach i panow we frakch po jeans i koszulki bawelniane:-))) Tak jak sie wiec spodziewalam ....interpretacja dowolna....

Gosci bylo dosc duzo ale jak sie dowiedzialam, rozne byly rodzaje zaproszen:-) Jedni zostali zaproszeni tylko na ceremonie, inni na przyjecie a jeszcze inni (jak my) na ceremonie i przyjecie:-)

Sposob udzielania slubu jest tu bardzo podniosly, angazujac rodzicow i przyjaciol w przemownia, historie spotkania mlodej pary ( a przy okazji dluga i nudna historia budynku, w ktorym sie znajdowalismy), koncert muzyki klasycznej i na koniec slub, trwajacy 10 minut:-)))
Potem przyszedl czas na gratulacje i male przyjecie czyli lampka szampana, ale uwaga... byl rowniez tort, na ktory niestety nie zalapalam sie:-( Wszystko skonczylo sie o 16.00 A my z pustymi brzuchami wyladowalismy w hinduskiej restauracji, by posilic sie przed kolejnym etapem wesela. Po drodze w naszym polsko-wlosko-niemiecko-holenderskim gronie porownywalismy tradycje slubno-weselne i tu okazalo sie ze tylko Niemcy i Polacy maja wesela z tancami i zabawa do bialego rana;-)

W miedzyczasie musielismy sie takze przebrac, bo na wieczorne przyjecie wymaganym strojem byl smoking.

"Przebrani" i "upudrowani" udalismy sie na miejsce wlasciwego przyjecia na obrzezach Amsterdamu. I tu poczulam sie jakos...swojsko... Otoz muzyka... bardzo przyjemny jazz'ik, wszysy ubrani jak na wesele przystalo w stroje wieczorowe.... i uwaga... tance! Choc zdziwil nas pierwszy taniec pary mlodej, bo byly to "wygibasy" wszelakie, ale za to pozniej wszyscy zaczeli sie bawic na calego:-)))) Co niektorzy przekroczyli limit drinkow i pewnie dnia nastepnego nie czuli sie najlepiej, ale za to bylo bardzo milo i sympatycznie. Byl to najlepszy moment w calym weselu, gdzie mozna bylo sie w koncu poczuc swobodniej. Nie bylo juz widac podnioslego nastroju i sztucznych usmiechow :-))) Choc duza role, wedlug mnie, odegraly tu serwowane drinki ;-)
Przyjecie skonczylo sie o 1.00 a goscie zostali w sposob kulturalny poproszeni o opuszczenie lokalu.

Duzo tez rozmawialismy na temat prezentow jakie sie tu daje i wszyscy zgodzilismy sie co do tego, ze lepsze niz proszenie gosci o wypozyczenie smokingu bylo by po prostu sprezentowanie im tych pieniedzy, ale coz.... moze wtedy nie bylo by tak podnioslej atmosfery...

A my wykoczeni i dosc glodni dotarlismy do domu i niestety dokonczylismy impreze w naszej kuchni:-)))

środa, października 4

Male zawirowania

Witam,
ostatnio jakos bardzo zaniedbuje moje blogowe powinnosci, z czego wcale nie jestem zadowolona, ale mam nadzieje, ze to tylko przejsciowowa sytuacja.
Przez ostatnie dwa tygodnie bylismy zajecia konczeniem meblowania mieszkanka i malymi remontami, jak np: malowanie sufitow czy silikonowanie lazienki ;-) Potem przyszla pora na odwiedziny rodzicow F. wiec kolejny tydzien spedzilismy w polsko-wloskim gronie "docierajac" sie :-) Kazdy dzien wypelniony byl od rana do nocy, zwlaszcza dla mnie, bo F. majac dosc goracy okres w pracy scedowal obowiazki "zabawiania" gosci na mnie. Bylo tez duzo smiechu, bo coz ja... dopiero zaczelam kurs wloskiego, wiec jak na razie w dluzsze konwersacje sie nie wdaje, nad czym mama F. ubolewa ogromnie:-( a ja jak na razie korzystam z przywileju "nierozumienia":-)
Goscie juz wyjechali, choc zostala siostra F. na kilkudniowe wakacje...szkoda tylko, ze pogoda sie nie utrzymala.
W niedziele odwiedza nas kolejni goscie ale tylko na trzy dni, wiec w przyszlym tygodniu powinno byc juz lepiej, pod wzgledem wolnego czasu, oczywiscie!

A teraz sciskam i pozdrawiam Wszystkich Kaffoszy

sobota, września 23

Holenderski Slub

...nie to zeby moj!!!!
To po pierwsze:-) w ramach wyjasnienia.
A czyj, zapytacie?
Otoz jakis miesiac temu otrzymalismy z F. zaproszenie na slub jego kolegi z pracy. Na zaproszeniu dosc enigmatycznie poinformowano nas, ze mamy zaszczyt byc zaproszeni na ceremonie zaslubin Jego i Jej (niechze i tak sie nazywaja) w Amsterdamie XStraat (powiedzmy). Dolaczona byla rowniez informacja o przyjeciu weselnym: o ktorej godzinie i jaki stroj jest wymagany. Nie myslac za wiele zgodzilismy sie, choc nie jest to zaden bliski kolega tylko znajomy, ktorego ja w dodatku nie mialam okazji poznac. Nie ukrywam ze kierowala nami tez ciekawosc jak takowy slub holenderski wyglada. Zmrozila nas poniekad informacja o smokingu dla mezczyzn... ale co tam, skoro tylko dla mezczyzn sa jakies wymogi (o kobietach nie wspomniano) to jakos damy rade... :-)
Do zaproszenia nie dolaczona zadnych informacji na temat prezentu.
Dzis przyszedl czas na reszte.. niespodzianki...

Otrzymalismy list z instrukcjami, tak to nazwe bo jak do tego podejsc inaczej:
Na wstepie zapoznalismy sie z przepieknym opisem jakze to doszlo do tak waznej decyzji i jak Ona zostala zasypana rozami przez Niego zaraz po Bozym Narodzeniu itp...
Nastepnie punkt po punkcie moje oczy ujrzaly takie oto cuda:
  • Ceremonia zaslubin odbedzie sie o godzinie 13.00 w... na.. itp Po ceremonii "istnieje mozliwosc" zlozenia zyczen Panstwu Mlodym i wypicia "symbolicznej" lampki szampana" pomiedzy 14.30 a 16.30...
  • Przyjecie odbedzie sie w ... o godzinie 20.30, wymagany stroj: smoking dla mezczyzn "choc moze to byc interpretowane w dowolny sposob". Poniewaz cala ceremonia jest inspirowana motywem roz :-) Uprasza sie gosci o zastosowanie sie do tego motywu:-))) (juz sobie wyobrazam F.w rozach!!!)
  • Prezent: Ona i On chca zmieniac wystroj swojego gniazdka stad tez goscie proszeni sa o pomoc ... i tu podano numer konta bankowego (Na szczescie nie podano kwoty minimalnej) :-)) jesli ktos jednak nie chce dac pieniazkow moze udac sie do Ikei :-)))
  • Pamiatka: Kazdy z gosci proszony jest o zasugerowanie Jemu i Jej interesujacych miejsc do zwiedzenia - taka pamiatka powinna znajdowac sie na "pojedynczej kartce foramtu A4, gotowy format do sciagniecia ze strony Jego i Jej. Format A4 WYMAGANY!"
A najzabawniejsze jest to, ze w calym tym wielkim slubie nie ma mowy o jakimkolwiek poczestunku. O to mozemy zadbac sami pomiedzy 16.30 a 20.30 (to odpowiedz organizatorow).
No i ten motyw roz... nie za bardzo wiem jak do tego podejsc... a jak w te roze przystroic F.? :-))))
Juz nie moge sie doczekac...

środa, września 20

poniedziałek, września 18

niedziela, września 17

Powrot do... Wloch...

W koncu!!!!

Nareszczie chwila tylko dla mnie w mojej kaffeterii... juz prawie zapomnialam, jak smakuje kaffusia. Ostatnio tylko podrozowalam. Mam dosc wszelkich autobusow i pociagow a w szczegolnosci pociagu pospiesznego realcji Warszawa- Wroclaw, gdzie...uwaga... cuda sie zdarzaja.. Otoz podroz w Warszawie Centr. zaczela sie zgodnie z rozkladem jazdy, ale w miedzy czasie ...nikt nie wie jak i dlaczego rozklad jazdy ulegl zmianie i do Wroclawia dotarlismy zgodnie z nowym rozkladem jazdy, czyli 1.5 godziny pozniej...dodam tylko ze pociag nie mial opoznienia a Szanowna Pani Konduktor tlumaczyla wszystkim, ze pociag dotrze do Wroclawia zgodnie z planem, tym nowym oczywiscie:-))) Tym to wlasnie sposobem moja podroz z Warszawy zamiast zajac mi 6.5 godz. trwala 8 godz:-))) Dodam tylko, ze poprzednia noc spedzilam w autobusie realcji Szczecin Warszawa i bardzo zalezalo mi na tym zeby w koncu dotrzec do domu!

Ale nie o tym mialo byc...

Obiecana relacja z Wloch:
_________________________________
Kazdy moj wyjazd do Wloch to swego rodzaju przygoda...dlaczego? Bo we Wloszech wszystko sie moze zdarzyc... moje dotychczasowe doswiadczenie pokazalo, ze w Slonecznej Italii nalezy miec oczy dookola glowy, nie usmiechac sie za duzo i wszystko traktowac z rezerwa i dystansem, no i przede wszystkim zawsze miec czas na jedzenie i espresso :-)))

Tym razem jednak bylo spokojniej, zadnych sesacji, no moze poza mala trauma kiedy "rozlecialy" sie moje ulubione sandalki.










A propos jedzenia to, oczywiscie jest wspaniale, ale jego ilosci mnie przerosly, wiec po dwoch tygodniach pobytu tam przywiozlam ze soba chyba z 5kg wiecej.
To uwieczniony moj ulubiony ser i salami...





i przepiekne, przepyszne cytrynki, z ktorych Wlosi robia wspaniale trunki ;-)









Ale Wlochy to, poza jedzeniem, takze przepiekne krajobrazy:



Szczegolnie poludnie kraju, gdzie morze zlewa sie z gorami, a gdzies pomiedzy wznosza sie domy, sprawiajac wrazenie wybudowanych gdzie sie tylko da, nawet jeden na drugim. Tu na zdjeciu slawne Positano na Wybrzezy Amalfi.






Ogromne skaly nie przerazaja tutjeszych mieszkancow. Choc dojazd do niektorych miejscowosci graniczy nieomal z cudem.





A niekiedy ma sie wrazenie, ze czas sie tam zatrzymal....













Zwlaszcza, gdy z balkonu rozciagaja sie takie widoki:













..ach...

czwartek, sierpnia 31

...po wakacjach...

Witam,
po malej przerwie jestem juz z powrotem , choc nie na dlugo...a wlasciwie..to ... przelotem.. jutro nowy kurs ...Polska :-) I choc dopiero co wrocilam z wakacji, to marze by odpoczac chwile... i wiem ze w Polsce mi sie to uda, choc spraw do zalatwienia czeka mnie mnostwo!
__________________________________

A tymczasem wciaz jeszcze czuje smak wloskiego espresso i slony zapach morza
...ach...
...pieknie bylo...



Ps. wiecej zdjec juz niedlugo...troche cierpliwosci prosze :-))))

czwartek, sierpnia 17

Nareszcie!

To wyraz mojej radosci, ze w koncu znalazla sie kompetentna osoba, ktora byla w stanie wytlumaczyc mi zawilosci legalizacji:-))))
Otoz ... Dokumenty takie jak akt urodzenia NIE WYMAGAJA ANI LEGALIZACJI ANI KLAUZULI APOSTILLE ANI NAWET TLUMACZENIA!!!!
Nie wymagaja tez owej klauzuli dokumenty tlumaczone przez tlumacza tu w Holandii. Natomiast jesli chcialabym przetlumaczyc je w Polsce, wtedy musialabym ubiegac sie o klauzule Apostille w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w Warszawie, wydawanej w ciagu jednego dnia, od reki:-)))
Ku przestrodze: Jesli wladze holenderskie nie zgadzaja sie z takowa sytuacja i nadal upieraja sie przy tlumaczeniu i Apostille(co niestety wedlug pani z ministerstwa jest nagminne) nalezy powolac sie na Konwencje z Aten z 15 wrzesnia1977r.,pkt2! (English Version)
O prosze:-) Nawet sloneczko sie obudzilo!

Wakacje



W calym tym galimatiaszu omalze nie zapomnialam, ze wyjezdzamy na wakacje:-))) I to jutro rano, wiec najwyzszy czas by sie pakowac. Jak zwykle pranie zrobilam na ostatnia chwile i teraz chucham i dmucham aby wyschlo do wieczora. Choc przy tak duzej wilgotnosci powietrza jak tu nie jest to zbyt pewne...

W kazdym badz razie chwilowo bede nieobecna w mojej kaffeterii i pozostawiam ja w Waszych rekach, bo wiem ze bedzie bezpieczna:-)
Ale Kaffusie jak zwykle przygotowalam .


Ps.
A po powrocie obiecuje zasypac Was zdjeciami, bo mam zamiar zrobic ich bardzo duuuuuuuuuzo:-)

środa, sierpnia 16

Apostille

Watku Apostille ciag dalszy....

Przepisy o Klauzuli Apostille (wydawanej w jezyku francuskim) obowiazuja strone polska od sierpnia 2005, i z tego wzgledu nie wymagane sa juz tlumaczenia dokumentow administracyjnych.
Jest to zgodne z Konwencja Haska z 1961 roku o wprowadzeniu uproszconej procedury uznawalnosci dokumentow administracyjnych, do ktorej Polska przystapila w 2005 roku. Holandia jest oczywiscie jedna ze stron tej Konwencji.
Dodatkowo Polska podpisala w 2003 roku Traktat z Aten(z 1977). Traktat ten dotyczy zwolnienia od legalizacji niektorych dokumentow administracyjnych jak np: akt urodzenia.
I tu pojawia sie problem, czy zwolnienie z legalizacji jest jednoczesnie zwolnieniem z ubiegania sie o Klauzule Apostille?
Nasze dyplomy generlanie sa juz uznawalne pod warunkiem, ze maja suplement w jezyku angielskim. Dodatkowe tlumaczenia sa uzaleznione od pracodawcy, badz uczelni do ktorej sa skierowane.

O postepach w poszukiwaniach bede z pewnoscia informowac:-)))

Ps. BBQ na plazy bylo bardzo udane...

wtorek, sierpnia 15

Swietowanie

Wszyscy swietuja, ale oczywiscie w Polsce a nie tutaj:-) A my dzis wieczorem wybieramy sie na BBQ na plazy. Co prawda pogoda moze nie bardzo, ale checi za to duze:-)))

Z tej okazji chcialam dzis uczcic sparwnosc i przede wszystkim fachowosc polskiej ambasady:-))) Gdzie nikt jak dotad nie potrafi udzielic mi odpowiedzi na dosc wydawaloby sie proste pytanie dotyczace legalizacji dokumentow. Szczegolne uznanie dla pani z ktora wczoraj rozmawialam, a ktora przekonana jest ze Polska jest w UE od 2003r. i od tego momentu nie potrzebuje legalizowac juz zadnego dokumentu (legalizowac moze nie,ale co z klauzula Apostille?!). A w ogole to wszelkie informacje moge uzyskac od konsula, ktory tymi sprawami sie zajmuje, tyle tylko ze jest na wakacjach:-))) Pozazdroscic takiej fuchy! Dodala rowniez, za glosami podpowiadajacymi jej w tle, ze informacje na ten temat sa dostepne na stronie ambasady, nawet po holendersku:-) Oczywiscie, ze sparwdzilam to zanim do nich zadzwonilam...tyle tylko ze ta informacja bardzo precyzyjnie opisuje uznawalnosc holenderskich dokumentow w Polsce, zas z polskimi w Holandii juz jest ciut gorzej:-))))
Chyba lepiej dzis poswietowac:-)))

poniedziałek, sierpnia 14

...

Ostatnio nie mialam zbyt duzo czasu by tu zagladac... Bo jakos tak mnie dopadly "marudne" nastroje... wkurzam sie ze nie tak latwo jest odnalezc swoja droge w nowym otoczeniu...ze pietrza sie problemy i mam wrazenie ze sa one nie do pokonania, ze ciagle pod gorke i pod wiatr...a na dodatek pada! Choc z tym ostatnim to juz na parwde niewiele da sie zrobic:-)))

Wciaz wiec cwicze sie w cierpliwosci i wytrwalosci powtarzajac sobie :

"Pracujemy, wkładamy swój czas i wysiłek, aby zaowocowało to wzrostem, ale bywa tak, że całymi tygodniami, miesiącami czy nawet latami nie widać rezultatów. Ale jeśli wykażemy się cierpliwością i uporczywie inwestować będziemy
w siebie, piąty rok nadejdzie, a z nim zmiany, których zupełnie się
nie spodziewaliśmy.
Musimy pamiętać, że trzeba dużej odwagi, aby wspiąć się wysoko, i jednocześnie należy bardzo głęboko wczepić się w ziemię. " Paulo Coelho

czwartek, sierpnia 10

Wyprzedaze

Czas wyprzedazy to sezon polowan dla wszystkich, ktorzy ten sport kochaja i ktorzy chca upolowac cos fajnego lub niekoniecznie, ale za to za grosze(tudziez centy). Holendrzy chyba z racji swej *oszczednosci* nie stronia od tego typu okazji. Zreszta i w Polsce jest to *trendy*...wiec nic dziwnego. I tak kazdy przechodzien moze zobaczyc napisy typu: *tot 70% korting*, *alles moet weg*, *2 halen 1 betalen*(ten zreszta nalezy do moich ulubionych, bo tu to mozna poplynac przy kasie z kasa!) itp... ...praktycznie kazdego to skusi...

Nie chce tu nikogo obrazac ani szkalowac, bo sama na wyprzedazach kupuje. Jednak pewne zdarzenie troche mnie zaskoczylo(?!) ...

Jak wiadomo wyprzedaze sa rozne, jedne lepsze drugie gorsze... Osobiscie lubie o tak zwane wyprzedaze posezonowe , gdzie sklepy pozbywaja sie rzeczy tegorocznych.
Ale jakze czesto sprzedawane sa rzeczy sprzed...powiedzmy szczerze.... kilku lat.... gdzie okres swietnosci co niektorych laszkow juz dawno minal.
Niedawno robiac zakupy zajrzalam do jednego z wyprzedajacych sie sklepow. Bylo dosc tloczno, ale postawilam sie rozejrzec. Ogolnie bylo kilka fajnych ciuchow ale przewazajaca czesc stanowily dosc niemodne juz i *lekko* zdewastowane rzeczy.
Zainteresowala mnie jenda spodnica wiec wzielam ja w celu przymierzenia przegladajac dalej inne wieszaki.
Nagle uslyszalam kobiecy glos za moimy plecami. Pocztakowo nie zareagowalam, bo myslalam ze to nie do mnie, ale po chwili poczulam lekkie klepniecie w plecy. Odwrocilam sie i zobaczylam pania... okolo 50tki...o dosc holenderskiej budowe (czyli o rozbudowanej czesci siedzacej ciala) . Spytalam sie co sie stalo(na szczescie tyle potrafilam z siebie wydusic lamanym holenderskim). No to ona : skad wzielas ta spodnice (zdecydowanie wyrazala sie do mnie przez*ty*). Jej twarz wskazywala na duze niezadowolenie faktem iz trzymam w reku ta oto spodnice. Odpowiedzialam najspokojnej jak potrafie *stamtad* wskazujac wieszaki. Kobieta odwrocila sie i ...POBIEGLA!... w kierunku ubran. Odprowadzilam ja wzrokiem, wzruszylam ramionami i powrocilam do przerwanej czynnosci.
Nie minely dwie minuty jak moja *znajoma* pojawila sie z powrotem z zapytaniem czy ja zamierzam kupic ta spodnice?! Nadal powstrzymujac sie i przeszukujac zasoby mojego holenderskiego ze stoickim wrecz spokojem , silac sie przy tym na usmiech odpowiedzialam *nie wiem, najpierw chce przymierzyc*. Udalam sie jak najszybciej wrecz do przymierzalni myslac ze w ten sposob sie jej pozbede. Nic w zasadzie do niej nie mialam, ale po pierwsze nie lubie byc poklepywana przez nieznajomych, bo rownie dobrze mogla zwrocic moja uwage w inny sposb a po drugie jej twarz wrazala nieomal zdziwienie moim zainteresowanie ta spodnica a po trzecie nie podobal mi sie ton jej wypowiedzi. Zastanawialo mnie tez po co jej ta spodnica jak to i tak nie jej rozmiar, oczywiscie zawsze mozna przypuszczac ze to dla kogos innego. Pech chcial,ze byla to ostatnia tego typu spodnica!

Idac do przebieralni wzielam po drodze jeszcze kilka napotkanych rzeczy, ktorych juz z pewnoscia nie zamierzalam kupic ale ktore mialy byc moim alibii!
Na nic sie to jednak zdalo...bo ktoz ukazal sie moim oczom po wyjsciu z przymierzalni...?...tak to byla Ona! i znow pytanie czy zamierzam kupic ta spodnice! Teraz juz mnie wkurzyla! Co za natarczywosc! Jakby nie mogla sobie znalezc czegos innego! W dodatku w reku miala okolo 10 wieszakow z roznymi ubraniami i to dobieranymi chyba po ciemku! W pierwszej chwili zamurowalo mnie! A ona korzystajac z okazji chwycila za spodnice i prawie wyrwala mi ja z reki! O nie! tego juz za duzo, nawet dla mnie! Szarpnelam za wieszak i powiedzialam dosc zdecydowanym tonem: Przepraszam! ale ja chce kupic ta spodnice! (pewnie przy lepszej znajomosci jezyka wymyslilabym cos bardziej dosadnego), ale ...dobre i to!
Chyba poskutkowalo...
Poszlam odwiesic pozostale rzeczy i zostalam tylka z owa nieszczesna spodnica! W zasadzie nie bylam az tak zdecydowana...spodnica co prawda bardzo fajna i dobrze lezy, ale i bez niej tez moge sie obejsc! Z drugiej strony skoro walczylam o nia tak dzielnie silac sie nawet na mowienie po holendersku!!! Postaniwlam ja kupic!
Stanelam grzecznie w kolejce. Byla dosc dluga, wiec mialam okazje przyjrzec sie co kupuja inni... odnioslam wrazenie ze ludzie kupwali wszystko co akurat bylo na wyprzedazy, bez wzgledu na kolor, rozmiar i przede wszystkim wyglad takowych rzeczy! kazdy mial w reku prznajmniej kilka, kilkanascie rzeczy :-) Wygladalo to tak jakby musieli sie ubrac co najmniej od stop do glow, bo ich szafy wlasnie ulegly destrukcji i nie maja sie w co na siebie wlozyc...

Bedac juz prawie przy kasie pojawila sie moja *znajoma*... zmrozilam ja wzrokiem i chyba glupio sie jej zrobilo, bo podeszla do mnie chwycila za spodnice(znowu!) i powiedziala, ze nie znalazla drugiej takiej...a taka ladna spodnica i tak by jej pasowala do czegos tam ! W duchu powiedzialam sobie...ladna ale nie twoj rozmiar i usmiechnelam sie bo prawie zrobilo mi sie jej zal!

Zaplacialam za spodnice i jak najszybciej opuscilam sklep!

Chyba jeszcze nigdy nie musialam walczyc w sklepie ! Mam nadzieje, ze byl to pierwszy i ostatni raz!


Ps. To byl calkiem pozadny sklep, tak na marginesie :-)

środa, sierpnia 9

Brak mi Slow

Mialam dzis napisac cos zabawnego, ale krotki telefon sprzed doslownie 2 minut zmienil moj zamiar!
Przerwalam pisanego dotychczasowego posta, by podzielic sie z Wami tym co mnie bardzo zmartwilo!
Rozni sa tu Polacy i chyba kazdy z nas to wie, lub nawet doswiadczyl na wlasnej skorze! Ja praktycznie kazdego dnia slysze na ulicy, w mojej niezbyt wielkiej miejscowosci, nasz jezyk. Ale w wiekszosci przypadkow jest mi wstyd sie przyznac ze tez jestem Polka. Bo nie uzywam wulgarnych slow jako przerywnikow w zdaniu i nie zastanawilam sie w sklepie jak tu wyniesc jakas rzecz nie palcac za nia...niestety takie przypadki mi sie przydarzyly! Nie wspone tez o autobusowych podrozach do Polski, gdzie pijane towarzystwo nie raz utrudnialo przejazdy!
Nie bede pisala o tych, ktorzy zlorzecza na Unie i cala zepsuta Europe! Na tych ktorzy dzieki pracy tutaj moga utrzymac swoje rodziny a jedyne co potrafia to narzekac na Holandie, Holendrow itd..
Nie chce tez generalizowac ale ...coz powiedziec o czyms takim? Osadzcie sami...

Znajomy Holender wybral sie w podroz poslubna do Indonezji (do ojczyzny swojej wybranki). Mieszkali ze soba juz dosc dlugo, wiec przez ten czas zdazyli wyposazyc swoj dom, wlasciwie we wszystko czego potrzebowali. Mieszkaja w domku na parterze. Gore zajmuja...Polacy!
Wejscie do domu jest jedno, ale drzwi do kazdego z mieszkan oddzielne. Ponad to na parterze jest wyjscie na ogrod.
Indonezja jak wiadomo jest dosc daleko wiec nowozency tuz po slubie wybrali sie tam na 4 tygodnie.
I coz zastali po powrocie... okradzione mieszkanie! Nie skradziono im wszystkiego, ale szkody oszacowano na ok 5tys euro! Dziwna to byla kradziez, bo wygladalo no to ze ktos wzial tylko to czego *potrzebowal*(?!). Nie zginal im np: caly sprzet(bo zostawili telewizor) ale za to np: wszystkie orginalne CD! Cokolwiek by nie zginelo kradziez jest kradzieza!
Zlodzieje najprawdopodobniej weszli od strony ogrodu... Widac bylo tez ze robili to w pospiechu, bo pogubili co niektore rzeczy!
Malo przyjemne powitanie po miodowym miesiacu... moi znajomi nie mieli tez zadnych podejrzen ktoz mogl to zrobic! Az do wczoraj... wczoraj na smietniku niedaleko ich domu *ktos* zostawil karton, w ktorym bylo kilka nieprzydatnych i malowartosciowych rzeczy skradzionych z ich mieszkania, a na kartonie widnial napis *KURWA*. Z jednej strony cieszyli sie ze odzyskali co nie co, ale zastanawiali sie nad napisem! Poniewaz komputer zostal im rowniez skradziony wiec, moj znajomy dopiero dzis w parcy przeszukal internet w celu znalezienia znaczenia slowa z kartonu. Znalazl... Aby sie upewnic zadzwonil do mnie przepraszajac przy tym bardzo. Powiedzial ze wie ze to bardzo nietypowe o co chce mnie spytac, ale...czy moze. Przeliterowal slowo i spytal mnie o znaczenie i czy jest to rzeczywiscie polskie przeklenstwo...
...zamurowalo mnie...
Oczywiscie nie ma pewnosci ze zrobili to Polacy, ale jest to na pewno dowod dla policji!
.... jest mi z tego powodu bardzo przykro i wstydze sie za moich rodakow!

poniedziałek, sierpnia 7

Zachod Slonca


Dzis tylko na chwilke tu wpadlam, by zobaczyc czy wszystko gra. Wyglada, ze tak wiec moglabym zmykac, ale ... skusze sie na mala kaffusie :-)

Sloneczko dzis swieci i bardzo dobrze. Wczoraj tez byla ladna pogoda wiec wybralismy sie z F. nad morze. Troche powylegiwalismy sie , poczytalismy (kazde co tam mialo pod reka). Zrobilismy sobie maly piknik na plazy a potem znalezlismy kawiarenke, by obejrzec zachod slonaca, przy lampce wina...

A oto widok na ubarwione zachodem niebo




A to juz niestety noc idzie.... i pora sie zbierac do domu...


sobota, sierpnia 5

Ula Rowerzystka :-)

Dzis bedzie troche zabawniej.
Slow kilka o tym co dzis mi sie przytrafilo... Smieje sie pod nosem jeszcze teraz, ale zaskoczona raczej nie powinnam byc, bo takie przypadki moga sie zdarzyc tylko.... "Pewnym Osobnikom", do grona ktorych z pewnoscia mozna mnie zaliczyc.
Otoz zamarzyl mi sie rower. Choc ciezko to nazwac marzeniem, bo tu jest to raczej podstawa egzystencji. Po prostu najtanszy i najpraktyczniejszy srodek transportu. Wszyscy maja rower! Wszyscy jezdza rowerem...to jest Holandia wlasnie... i nawet w kanalach niejeden taki by sie znalazl.
Generlanie i ja chcialam dolaczyc do tego zaszczytnego grona. Mknac rowerem w sloncu, z deszczem i pod wiatr:-p po jakze przepieknych sciezkach rowerowych!
Jedyny problem to taki, ze moj obecny budzet nie pozwala na zbyt wielkie szlenstwo. Stad tez interesuja mnie rowerki uzywane:-)
Dostalam adresy kilku stron internetwych, gdzie praktycznie mozna kupic wszystko...a trzeba przyznac ze "wszystko" w Holandii ma charakter doslowny. Ubawilam sie przgladajac niektore z ofert, jak:" dzwonek do roweru-cena do negocjacji", czy "swiatlo rowerowe-nizsze oferty niz 5 euro nie wchodza w gre" itp... Byly rowniez i rowery.
Jeden taki bardzo mi sie podobal, prawie nowka i ktos chcial za niego tylko 25 euro. W dodtaku sprzedajacy byl z Rotterdamu, wiec mialabym bardzo blisko:-) Juz prawie byl moj, ale ktos w ostatniej minucie sprzatnal mi go sprzed nosa. Nota Bene ktos o dosc polskobrzmiacym nicku "jagna".
Mala porazka, ale to w koncu byl moj debiut na holenderskiej aukcji, wiec "uszy do gory".
Dokladnych rol panujacych na tego typu aukcjach nie poznalam (moze daletgo ze sa po holendersku), ale ogolny zarys byl jasny. Zwyczajna aukcja, tyle tylko ze nie musisz sie rejestrowac, wystarczy licytowac podajac swoj adres emailowy.
Wczoraj zobaczylam oferte z Delft (a to juz rzut beretem), ale ze cena byla do uzgodnienia osobiscie, szybciutko wyslalam maila z zapytaniem jak, kiedy za ile i gdzie. W odpowiedzi niejaki "Omar" napisal ze bardzo mu przykro, bo nie ma juz tego roweru ze zdjecia, ale ma za to inny (w zalaczniku przyslal mi fotografie(roweru oczywiscie!), sprzecik w bardzo dobrym stanie z dopiskiem... UWAGA...:"het is een locomotief":-) No coz pomyslalam sobie, jesli nie rowerem to lokomtywa sobie pojezdze, choc do dzis nie wiem co dokladnie mial na mysli "Omar".
Czym predzej wyrazilam swoje zainteresowanie zobaczenia owej lokomtywy. Podalam rowniez ze jestem z Rijswijk(!), wiec mogalbym przyjechac jutro rano.
"Omar" chyba do porannych skowronkow nie nalezal, wiec poprosil mnie bym zadzwonila do niego przed pierwsza i wtedy umowimy sie na popoludnie.
Sobotni poranek uplynal szybko i punkt 13.00 wykonalam ten magiczny telefon. "Omar" okazal sie byc bardzo symaptycznym czlowiekiem z drobnym problemem z wyslawianiem sie. Moja lokomtywa czekala a na spotkanie umowilismy sie oklo 14.30. Poprosilam o adres...i tu... maly problem...nie bylam w stanie zapisac nazwy ulicy(holenderski jak na razie nie jest moja najmocniejsza strona!!!), wiec poprosilam by mi ja przeliterowal...i tu...kolejny problem...bo "Omar" nie byl w stanie tego zrobic...no coz, nie zrazona poprosilam by przyslal mi po prostu sms, lub email z adresem i wtedy nie bedzie problemu. "Omar" zgodzil sie przyslac mi maila ale dopiero o 14.00, nie pytajcie dlaczego nie wyslal mi po prostu sms i dlaczego musialam czekac do 14.00.
Od 13.55 siedzialam przed ekranem, czekajac na pojawienie sie wiadomosci...i nic... 14.00 nic...14.10 nic, 14.20 nic o 14.30 napisalam maila, ze czekam na adres...nadal nic... o 15.00 zadzwonil moj telefon. "Omar chcial dowiedziec sie czy dostalam mail :-) Niestety niczego nie dostalam, a "Omar rozwodzil sie przeslo 5 minut nad tym co sie moglo stac:-) W koncu po wysluchaniu monologu poprosilam go o przeslanie mi SMS'a. "Omar" w koncu zgodzil sie ale jeszcze musil dodac, ze jak tylko bede na stacji to mam do niego zadzwonic i on wyjdzie po mnie, bo to tylko 5 minut od stacji. Skoro tak blisko, a Delft Centrum jako tako znam, wiec podziekowalam, i powiedzialam ze dam sobie rade. On upieral sie jednak ze i tak powinnam do niego zadzwonic jak tylko dotre na stacje bo on bedzie wiedzial za ile powinnam sie pojawic. Chcial jeszcze wiedziec jak daleko jest Rijswijk (ze tu mnie nie tknelo!) i o ktorej mam pociag... Bardzo opiekunczy!
Wydalo mi sie to troche skomplikowane, ale coz... chec kupienia roweru gora!
Na sms'a czekalam (tylko) 10 minut! Przyslal mi nazwe ulicy i numer domu.
W koncu moglam wiec przystapic do poszukiwan tego jakze Magicznego Miejsca! W rzeczy samej magicznego!
Zaczelam od 9292ov.nl ale niestety takiej ulicy nie znaleziono. Pomyslalam moze sie pomylil i wzielam pierwsza lepsza pobonie brzmiaca:-) Okazalo sie byc to troche dalej niz 5 minut od stacji. W zasadzie na krancach Delft... Cos mi tu nie pasowalo! Sprawdzilam raz jeszcze. Nie ma takiej ulicy!
Poprosilam F., by sprawdzil to razem ze mna, no coz z rownie mizerny rezultatem.
Wzielam najzwyklejsza mape Delft.. nie ma takiej ulicy:-(((
W koncu oswiecilo mnie! Zadzwonilam do "Omara" wyjasniajac, ze nie moge znalezc takiej ulicy na mapie i czy rzeczywiscie jest takowa w Delft. Zdziwienie "Omara" bylo rownie wielkie jak moje przed sekunda : " w Delft.. a dlaczego w Delft, ja mieszkam w Bosschenhoofd"... A to juz ciut dalej, niz Delft:-)))
No coz ja to wiem jak sobie zorganizowac sobote:-)))

...tu powinno pojawic sie "NO COMMENTS"...

piątek, sierpnia 4

Sentymentalnie

Dzis w strugach deszczu i z szalejacym wokol wiatrem marzy mi sie by uciec jak najdalej stad...
Jak w starym szlagierze
...wsiasc do pociagu byle jakiego....
... nie dbac o bagaz....
... nie dbac o bilet...
...sciskajac w reku kamyk zielony...
...patrzec jak wszystko zostaje w tyle....

Zaszyc sie gdzies z dala od zgielku i codziennosci, by poczuc morska bryze na twarzy i lekko ogrzac sie promieniem slonca...
Poddac sie unoszacej fali...
Zatrzymac czas...
...niech ktos zatrzyma wreszcie swiat...
... ja wysiadam...
...na pierwszej stacji...

...teraz Tu....
Ravello, December 2005

czwartek, sierpnia 3

Zawirusowani

Jeden Wielki Wirus! Od wczoraj czuje sie dosc kiepsko. Nagly spadek temperatury, deszcze i wiatrzysko chyba nie sluza mi najbardziej:-( Wczoraj bylam w lozku juz o 22.00 jak na grzeczna dziewczynke przystalo ale za to dzis rano jakos ciezko bylo sie podniesc i ten bol kosci... Czy to juz starosc!Mam nadzieje, ze nie...w koncu jakos do tej pory sie trzymalam.
Dzis wyszlo sloneczko (przynajmniej u mnie) wiec moze i lepiej sie poczuje. Bo na kontakt z holenderska sluzba zdrowia nie mam ochoty (jak chyba wiekszosc Holendrow), a juz po niedzielnych opowiesciach w szczegolnosci!
Ten sam chyba wirus zaaktakowal takze moj komputer, bo szaleje malenstwo bardzo...hmm... Wczoraj co niektorzy mogli zobaczyc efekt tych zarazkow! Mam nadzieje, ze sloneczko przysluzy sie takze i jemu! Chyba ze moja kaffeteria tez zostala zaatakowana a to juz bardzo nieladnie!
A fe ...rzeklabym!

No coz dzis chyba zaserwuje sobie Herbatke z Cytrynka.

Milego Dnia Panstwu Zycze

środa, sierpnia 2

Przeczytane...

Posilona kaffusia i ciachem moze w koncu zajme sie strawa dla ducha
-------------------------------------------

....That is why it is so important to let certain thing go. To release them. To cut loose. Poeple need to understand that no one is playing with marked cards; somethimes we win and somethimes we lose.

Don't expect to get antyhing back, don't expect recognition for your efforts, don't expect your genius to be discovered or your love to be understood.
Complete the circle.
Not out of pride, inability or arrogance, but simply because whatever it is no longer fits in your life.
Close the door, change the record, clean the house, get ride of the dust.
Stop being who you were and become who you are...