poniedziałek, października 30

Zablakany

Niedziela.
Pora kolacji.
Dzwonek do drzwi. .... ? o tej porze? nikogo raczej sie nie spodziewalismy.
Otwieram.
Przed mna starszy pan, nawet bardzo starszy na "jezdzidle".
Zaczyna cos po holendersku.
Strasznie belkocze i nic nie rozumie.
Przechodze na angielski. Pytam sie w czym moge pomoc.
A on swoje...
Wstaje ze swojego "jezdzidla"i robi krok w moim kierunku.
Odor alkoholu powala mnie z nog. Fuuuu.... a o co chodzi- zastanawima sie.
Juz mialam mu zamknac drzwi przed nosem gdy on zabelkotal: Englisssssh?
Silac sie na angielski wytlumaczyl mi ze on wlasnie wszedl(czytaj "wjechal") do budynku. Wszedl (czytaj "wjechal") do windy nacisnal piate pietro (logiczne-jak tez tak zazwyczaj robie, jak chce sie dostac do domu) i oto jest TUTAJ:-)))...

"jak to sie stalo? Jestem tutaj... ja TU mieszkam...." ????
"nie prosze pana, JA tu mieszkam"
"... ale... czy to jest piate pietro?"
"tak prosze pana, to jest piate pietro i JA TU MIESZKAM"
"ale... ja tak zawsze robie...wchodze do windy...naciskam piate pietro iiii.... jeeeestem w domu"
F. wkroczyl do akcji
" Prosze pana! Jak pan moze zdazyl sie zorientowac, to nie jest pana mieszkanie. Moze pan pomylil budynki. Moze pan mieszka na piatym pietrze ale w budynku obok?"
"...he.... obok?.... aaaaa..."
"Prosze sprobowac w nastepnym budynku. Dobranoc" i zamknal drzwi...

Kolacja i tak juz zimna...

Przez judasza ogladalismy jak potocza sie dalej losy naszego zblakanego. A ten jakby potrzebowal troche czasu na anlizowanie zaszlych zdarzen. Po czym przywolal winde. Daleko nia jednak nie zajechal, bo utknela na czwartym pietrze... dosc dlugo... wiec chyba probowal szczescia pietro nizej:-)))

A u nas "biedni", pijani rowerzysci nawet prowadzac rower(czy tez bedac prowadzeni przez rower) sa karani mandatami! A co dopiero by sie dzialo z "jezdzidlami"....

środa, października 25

Kielbacha z rozna

Niech Was nie zwiedzie ten tytul, bo to nie jest opowiesc kulinarna:-))) a wrecz przeciwnie.... dialog z serii... romantycznych (?)...

Noc...przewracam sie z boku na bok... sen jakos nie przychodzi...moze wlaczyc swiatlo i poczytac ksiazke-krotka mysl przeleciala mi przez glowe- az tu odzywa sie F.

F.: wiesz Kochanie, nie moge zasnac, a Ty?
Ja: no, wiesz, ja tez jakos nie bardzo...
F.: ... tak sobie mysle, ze chcialbym byc teraz na plazy, z Toba oczywiscie.Wylegiwac sie sloncu... szum morza...ach...
Ja: hmm...a ja chcialabym byc teraz w gorach. W malenkim domku, zasypanym sniegiem...ach...
F.: ale z kominkiem przynajmniej?
Ja: oczywiscie, ze z kominkiem ogrzewajacym malenki domek, owianym zapachem drewna
F.: i z lampka koniaku w dloni...
Ja: no moze wina...
F.: i ....z ....kielbaskami pieczonymi na roznie....
Ja: he...?....

I tak oto moj romantyczny nastroj jakos zostal przepedzony smrodem przypiekanej kielbasy z rozna...
A juz zapowiadalo sie tak przytulnie...
_____________________________________________________________________________________
Ps. Ja bardzo, ale to bardzo nie lubie kielbasy:-(

piątek, października 20

Slodka Niespodzianka

Wczoraj jakos markotnie zaczal sie dzien...
...moze to przez pogode, ktora jak powszechnie wiadomo nie rozpieszcza nadmiernie Holendrow!

Poranek byl dosc szarawy i mnie sie jakos udzielil ten pochmurny nastroj.
Zaszylam sie wiec w ksiazkach. Najpierw rozweselajac moja dusze setnym powrotem do "Dumy i uprzedzenia" (a to zawsze skutkuje!) a potem juz trzeba bylo na powaznie zajac sie wloskim. Na kursie troche przyspieszylismy i juz nie moge sie "slizgac" przyszla wiec pora by sie wziac za porzadna nauke... co tak tez zrobilam. Z tej nauki tak sie "przebudzialam", ze ochoczo powedrowalam na zajecia a tamze (jak zwykle) Maria Pia (nasza nauczycielka) dala nam niezly wyciska-aerobik mozgownicy, ale wlasnie za to ja lubimy:-)))
Stad tez wracajac o 22.00 do domu wcale ale to wcale nie chcialo mi sie spac a humor mi dopisywal do tego stopnia, ze postanowilam zabrac sie za pieczenie:-))) Zachcialo mi sie szarlotki... wlasciwie to postanowilam zrobic niespodzianke F., korzystajac z jego nieobecnosci. F. juz kilka dni mamrotal cos o szarlotke, takiej pysznej jak ostatnio itp... Szarlotka robila sie blyskawicznie i nawet nie wiem kiedy F. pojawil sie w drzwiach kuchni ,padniety po calodniowej wycieczce do Brukseli:-))) Pojechal tam z ludzmi z labolatorium, jak sie smieje, na "Zakladowa Wycieczke" calkiem dobrowolna, ale obecnosc obowiazkowa:-))))) Zapach szarlotki wywolal usmiech na jego twarzy i calkiem niepodziewanie wreczyl mi maly prezencik



Hmm....pomyslalam...a coz to takiego?.....Czyzby...?... Naprwde? Nie... to nie mozliwe.... Serducho podeszlo mi do gardla i juz wyobrazalam sobie coz to takiego moze byc, choc dobrze wiem, ze F. ma alergie na wszelkiego rodzaju bizuterie, no ale to pudeleczko?




Otworzyc?... Zaczekac?...

No dobrze, pomyslalam...OTWIERAM...

I oto...mym oczom...ukazala sie....






Ha ha ha... tak ... wlasnie... CZEKOLADKA:-))))






Buon Appetito

środa, października 18

Buirokracja



"To rowniez minie" -trzeba to sobie powtarzac we wszystkich sytuacjach w zyciu: kiedy sprawy ukladaja sie fatalnie i kiedy wszystko jest swietne...

i to wlasnie powtarzam sobie co rano majac nadzieje, ze juz niedlugo wiele spraw sie wyklaruje:-)))
i czekam...
Pod koniec miesiaca mam spotkanie w gminie w sprawie mojego poytu TUTAJ i tak bym chciala zeby juz nie wymyslali zadnych utrudnien i skonczyli z tymi wszystkimi formularzami, formami i deklaracjami itp!

...ale najwazniejsze jest to ze jestesmy juz w UE i te wszystkie 10 stronicowe formularze to sa uproszczone dokumenty, bo... jestesmy w Unii:-)))
I jak to zazwyczaj bywa...przepisy przepisami a pan(i) urzednik i tak wie lepiej...
...bez wzgledu na kraj burokracja z czasem zawsze sie wypacza!

...ale to rowniez minie....

piątek, października 13

Chwila refleksji

W ten jakze optymistycznie zapowiadajacy sie weekend (nie wiem jak u Was ale u mnie SLONECZKO) zachecam do obejrzenia malej prezentacji... tak jakos pozytywnie mnie to nastraja:

"the interview with God"


Slonecznego Weekendu Dla Wszystkich Kaffoszy ( i Herbaciarzy tez)

czwartek, października 12

Holenderski Slub.2

Witam,
Przyszla kolej na sprawozdanie ze slubu znajomych, ktory odbyl sie w zeszla sobote w Amsterdamie.
Wyjechalismy bardzo wczesnie z domu, mimo iz ceremonia zaplnowana byla na 13.00, ale przed tem musielimy dotrzec do Amsterdamu, spotkac sie ze znajomymi, ktorzy uzyczyli nam mieszkania jako przebierlani a ta bardzo sie przydala:-)
Punktualnie o 12.45 zjawilismy sie w miejscu ceremonii i tu lekko zdziwilismy sie, bo goscie ubrani byli najprzerozniej od wystrojonych pan w kapeluszach i panow we frakch po jeans i koszulki bawelniane:-))) Tak jak sie wiec spodziewalam ....interpretacja dowolna....

Gosci bylo dosc duzo ale jak sie dowiedzialam, rozne byly rodzaje zaproszen:-) Jedni zostali zaproszeni tylko na ceremonie, inni na przyjecie a jeszcze inni (jak my) na ceremonie i przyjecie:-)

Sposob udzielania slubu jest tu bardzo podniosly, angazujac rodzicow i przyjaciol w przemownia, historie spotkania mlodej pary ( a przy okazji dluga i nudna historia budynku, w ktorym sie znajdowalismy), koncert muzyki klasycznej i na koniec slub, trwajacy 10 minut:-)))
Potem przyszedl czas na gratulacje i male przyjecie czyli lampka szampana, ale uwaga... byl rowniez tort, na ktory niestety nie zalapalam sie:-( Wszystko skonczylo sie o 16.00 A my z pustymi brzuchami wyladowalismy w hinduskiej restauracji, by posilic sie przed kolejnym etapem wesela. Po drodze w naszym polsko-wlosko-niemiecko-holenderskim gronie porownywalismy tradycje slubno-weselne i tu okazalo sie ze tylko Niemcy i Polacy maja wesela z tancami i zabawa do bialego rana;-)

W miedzyczasie musielismy sie takze przebrac, bo na wieczorne przyjecie wymaganym strojem byl smoking.

"Przebrani" i "upudrowani" udalismy sie na miejsce wlasciwego przyjecia na obrzezach Amsterdamu. I tu poczulam sie jakos...swojsko... Otoz muzyka... bardzo przyjemny jazz'ik, wszysy ubrani jak na wesele przystalo w stroje wieczorowe.... i uwaga... tance! Choc zdziwil nas pierwszy taniec pary mlodej, bo byly to "wygibasy" wszelakie, ale za to pozniej wszyscy zaczeli sie bawic na calego:-)))) Co niektorzy przekroczyli limit drinkow i pewnie dnia nastepnego nie czuli sie najlepiej, ale za to bylo bardzo milo i sympatycznie. Byl to najlepszy moment w calym weselu, gdzie mozna bylo sie w koncu poczuc swobodniej. Nie bylo juz widac podnioslego nastroju i sztucznych usmiechow :-))) Choc duza role, wedlug mnie, odegraly tu serwowane drinki ;-)
Przyjecie skonczylo sie o 1.00 a goscie zostali w sposob kulturalny poproszeni o opuszczenie lokalu.

Duzo tez rozmawialismy na temat prezentow jakie sie tu daje i wszyscy zgodzilismy sie co do tego, ze lepsze niz proszenie gosci o wypozyczenie smokingu bylo by po prostu sprezentowanie im tych pieniedzy, ale coz.... moze wtedy nie bylo by tak podnioslej atmosfery...

A my wykoczeni i dosc glodni dotarlismy do domu i niestety dokonczylismy impreze w naszej kuchni:-)))

środa, października 4

Male zawirowania

Witam,
ostatnio jakos bardzo zaniedbuje moje blogowe powinnosci, z czego wcale nie jestem zadowolona, ale mam nadzieje, ze to tylko przejsciowowa sytuacja.
Przez ostatnie dwa tygodnie bylismy zajecia konczeniem meblowania mieszkanka i malymi remontami, jak np: malowanie sufitow czy silikonowanie lazienki ;-) Potem przyszla pora na odwiedziny rodzicow F. wiec kolejny tydzien spedzilismy w polsko-wloskim gronie "docierajac" sie :-) Kazdy dzien wypelniony byl od rana do nocy, zwlaszcza dla mnie, bo F. majac dosc goracy okres w pracy scedowal obowiazki "zabawiania" gosci na mnie. Bylo tez duzo smiechu, bo coz ja... dopiero zaczelam kurs wloskiego, wiec jak na razie w dluzsze konwersacje sie nie wdaje, nad czym mama F. ubolewa ogromnie:-( a ja jak na razie korzystam z przywileju "nierozumienia":-)
Goscie juz wyjechali, choc zostala siostra F. na kilkudniowe wakacje...szkoda tylko, ze pogoda sie nie utrzymala.
W niedziele odwiedza nas kolejni goscie ale tylko na trzy dni, wiec w przyszlym tygodniu powinno byc juz lepiej, pod wzgledem wolnego czasu, oczywiscie!

A teraz sciskam i pozdrawiam Wszystkich Kaffoszy