Dzis bedzie troche zabawniej.
Slow kilka o tym co dzis mi sie przytrafilo... Smieje sie pod nosem jeszcze teraz, ale zaskoczona raczej nie powinnam byc, bo takie przypadki moga sie zdarzyc tylko.... "Pewnym Osobnikom", do grona ktorych z pewnoscia mozna mnie zaliczyc.
Otoz zamarzyl mi sie rower. Choc ciezko to nazwac marzeniem, bo tu jest to raczej podstawa egzystencji. Po prostu najtanszy i najpraktyczniejszy srodek transportu. Wszyscy maja rower! Wszyscy jezdza rowerem...to jest Holandia wlasnie... i nawet w kanalach niejeden taki by sie znalazl.
Generlanie i ja chcialam dolaczyc do tego zaszczytnego grona. Mknac rowerem w sloncu, z deszczem i pod wiatr:-p po jakze przepieknych sciezkach rowerowych!
Jedyny problem to taki, ze moj obecny budzet nie pozwala na zbyt wielkie szlenstwo. Stad tez interesuja mnie rowerki uzywane:-)
Dostalam adresy kilku stron internetwych, gdzie praktycznie mozna kupic wszystko...a trzeba przyznac ze "wszystko" w Holandii ma charakter doslowny. Ubawilam sie przgladajac niektore z ofert, jak:" dzwonek do roweru-cena do negocjacji", czy "swiatlo rowerowe-nizsze oferty niz 5 euro nie wchodza w gre" itp... Byly rowniez i rowery.
Jeden taki bardzo mi sie podobal, prawie nowka i ktos chcial za niego tylko 25 euro. W dodtaku sprzedajacy byl z Rotterdamu, wiec mialabym bardzo blisko:-) Juz prawie byl moj, ale ktos w ostatniej minucie sprzatnal mi go sprzed nosa. Nota Bene ktos o dosc polskobrzmiacym nicku "jagna".
Mala porazka, ale to w koncu byl moj debiut na holenderskiej aukcji, wiec "uszy do gory".
Dokladnych rol panujacych na tego typu aukcjach nie poznalam (moze daletgo ze sa po holendersku), ale ogolny zarys byl jasny. Zwyczajna aukcja, tyle tylko ze nie musisz sie rejestrowac, wystarczy licytowac podajac swoj adres emailowy.
Wczoraj zobaczylam oferte z Delft (a to juz rzut beretem), ale ze cena byla do uzgodnienia osobiscie, szybciutko wyslalam maila z zapytaniem jak, kiedy za ile i gdzie. W odpowiedzi niejaki "Omar" napisal ze bardzo mu przykro, bo nie ma juz tego roweru ze zdjecia, ale ma za to inny (w zalaczniku przyslal mi fotografie(roweru oczywiscie!), sprzecik w bardzo dobrym stanie z dopiskiem... UWAGA...:"het is een locomotief":-) No coz pomyslalam sobie, jesli nie rowerem to lokomtywa sobie pojezdze, choc do dzis nie wiem co dokladnie mial na mysli "Omar".
Czym predzej wyrazilam swoje zainteresowanie zobaczenia owej lokomtywy. Podalam rowniez ze jestem z Rijswijk(!), wiec mogalbym przyjechac jutro rano.
"Omar" chyba do porannych skowronkow nie nalezal, wiec poprosil mnie bym zadzwonila do niego przed pierwsza i wtedy umowimy sie na popoludnie.
Sobotni poranek uplynal szybko i punkt 13.00 wykonalam ten magiczny telefon. "Omar" okazal sie byc bardzo symaptycznym czlowiekiem z drobnym problemem z wyslawianiem sie. Moja lokomtywa czekala a na spotkanie umowilismy sie oklo 14.30. Poprosilam o adres...i tu... maly problem...nie bylam w stanie zapisac nazwy ulicy(holenderski jak na razie nie jest moja najmocniejsza strona!!!), wiec poprosilam by mi ja przeliterowal...i tu...kolejny problem...bo "Omar" nie byl w stanie tego zrobic...no coz, nie zrazona poprosilam by przyslal mi po prostu sms, lub email z adresem i wtedy nie bedzie problemu. "Omar" zgodzil sie przyslac mi maila ale dopiero o 14.00, nie pytajcie dlaczego nie wyslal mi po prostu sms i dlaczego musialam czekac do 14.00.
Od 13.55 siedzialam przed ekranem, czekajac na pojawienie sie wiadomosci...i nic... 14.00 nic...14.10 nic, 14.20 nic o 14.30 napisalam maila, ze czekam na adres...nadal nic... o 15.00 zadzwonil moj telefon. "Omar chcial dowiedziec sie czy dostalam mail :-) Niestety niczego nie dostalam, a "Omar rozwodzil sie przeslo 5 minut nad tym co sie moglo stac:-) W koncu po wysluchaniu monologu poprosilam go o przeslanie mi SMS'a. "Omar" w koncu zgodzil sie ale jeszcze musil dodac, ze jak tylko bede na stacji to mam do niego zadzwonic i on wyjdzie po mnie, bo to tylko 5 minut od stacji. Skoro tak blisko, a Delft Centrum jako tako znam, wiec podziekowalam, i powiedzialam ze dam sobie rade. On upieral sie jednak ze i tak powinnam do niego zadzwonic jak tylko dotre na stacje bo on bedzie wiedzial za ile powinnam sie pojawic. Chcial jeszcze wiedziec jak daleko jest Rijswijk (ze tu mnie nie tknelo!) i o ktorej mam pociag... Bardzo opiekunczy!
Wydalo mi sie to troche skomplikowane, ale coz... chec kupienia roweru gora!
Na sms'a czekalam (tylko) 10 minut! Przyslal mi nazwe ulicy i numer domu.
W koncu moglam wiec przystapic do poszukiwan tego jakze Magicznego Miejsca! W rzeczy samej magicznego!
Zaczelam od 9292ov.nl ale niestety takiej ulicy nie znaleziono. Pomyslalam moze sie pomylil i wzielam pierwsza lepsza pobonie brzmiaca:-) Okazalo sie byc to troche dalej niz 5 minut od stacji. W zasadzie na krancach Delft... Cos mi tu nie pasowalo! Sprawdzilam raz jeszcze. Nie ma takiej ulicy!
Poprosilam F., by sprawdzil to razem ze mna, no coz z rownie mizerny rezultatem.
Wzielam najzwyklejsza mape Delft.. nie ma takiej ulicy:-(((
W koncu oswiecilo mnie! Zadzwonilam do "Omara" wyjasniajac, ze nie moge znalezc takiej ulicy na mapie i czy rzeczywiscie jest takowa w Delft. Zdziwienie "Omara" bylo rownie wielkie jak moje przed sekunda : " w Delft.. a dlaczego w Delft, ja mieszkam w Bosschenhoofd"... A to juz ciut dalej, niz Delft:-)))
No coz ja to wiem jak sobie zorganizowac sobote:-)))
...tu powinno pojawic sie "NO COMMENTS"...
sobota, sierpnia 5
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
7 komentarzy:
Ja takich historii to mam od groma i ciut ciut :) I to jeszcze z Polski:)
Ale swoja droga "prawie nowka" za 25 euro, to na pewno kradziona :(
Moj pierwszy rower kosztowal 80 euro i byl kompletnym wrakiem.
Obecny tez juz sie rozpada. A z kupowaniem takich "okazji" to ja mam wlasny moralny problem. No bo to jest tak:n a dobry rower nie mam kasy, ale z drugiej strony ryzyko kupowania kradzionego lub swiadomosc, ze moze ktos stracil wlasnie 300 euro...ufff...
Teraz sama nie wiem co zrobic, bo tez musze miec nowy rower :(
Wem, choc chyba nie wszystkie sa kardzione. Ja znalazlam duzo ludzi, ktorzy po prostu sprzedaja swoje rowery. A ten za 25 byl na prawde fajny i czerwony ale w koncu poszedl za 40 :-(
mam wiec nadzieje,ze trafi mi sie nie-kradziony :-))) poza tym nie bede juz reagowac na oferty zbiorcze i bez zdjec!
Pozdrawiam serdecznie Ule rowerzystke z Polski ;-)))
P.S. Rowerow tutaj jak na lekarstwo ;-)))
Dziekuje za pozdrowienia. A co TY robisz przed komputerem? czy nie powinnas teraz zlozyc wizyty poznanskim kozilkom?
A "tutaj" to znaczy sie w Polsce;-) ?
Ale historia;-)))) Usmialam sie;-))) Pozdrawiam Ula;-)
Smiechy smiechami, a ja nadal nie mam ani roweru ani lokomtywy:-)
Prześlij komentarz