Relacja miala byc w poniedzialek a tu sroda mnie zastala:-)))
Wiec tak w polowie po weekendzie i przed nastepnym ...
W kazdym badz razie weekend byl bardzo udany.
Na wieczorze ktory mial byc degustacja win i serow, ja zajelam sie zdecydowanie tym pierwszym:-))) Winka byly pyszne a sery takie sobie, bo okazalo sie ze wiekszosc to sery wloskie... Jesli zas chodzi o francuski akcent wieczoru to z pewnoscia bylo nim francuskie towarzystwo. Tu nie wiem za bardzo co napisac, bo w sumie to ja nic nie mam przeciwko Francuzom, ale ... jakos tak przesiedzili cala impreze w swoim gronie rozmawiajac tylko we wlasnym jezyku... Wszyscy inni bawili sie iscie szampansko:-)
Niedziela zas uplynela pod zankiem "dochodzenia do siebie" (zwlaszcza ja musialam dojsc, choc napierw trzeba wstac, zeby dojsc -a to zajelo mi znaczenie wiecej czasu). A wieczorkiem udalismy sie na kolacje do znajomych Australijczykow. Na tym wieczorze poznalam Holenderke, ktora 4 lata mieszkala w Polsce:-))) i przezyla... choc kazdy potrafi sobie wyobrazic jak moglo wygladac jej zycie w naszym kraju. Ester (bo tak sie nazywa) uczyla sie nawet jezyka polskiego, ale po roku poddala sie...choc i tak przywitala mnie slowami "Dzien Dobry Pani, jak sie masz?":-)))
Za to zakochala sie w naszych krajobrazach i gorach (ba!). Stwierdzila, co tez bylo mi bardzo milo uslyszec, ze tylko w Polsce potrafila sie odnalezc i czuc jak w domu.
...az samej mi sie zatesknilo....
Wiec tak w polowie po weekendzie i przed nastepnym ...
W kazdym badz razie weekend byl bardzo udany.
Na wieczorze ktory mial byc degustacja win i serow, ja zajelam sie zdecydowanie tym pierwszym:-))) Winka byly pyszne a sery takie sobie, bo okazalo sie ze wiekszosc to sery wloskie... Jesli zas chodzi o francuski akcent wieczoru to z pewnoscia bylo nim francuskie towarzystwo. Tu nie wiem za bardzo co napisac, bo w sumie to ja nic nie mam przeciwko Francuzom, ale ... jakos tak przesiedzili cala impreze w swoim gronie rozmawiajac tylko we wlasnym jezyku... Wszyscy inni bawili sie iscie szampansko:-)
Niedziela zas uplynela pod zankiem "dochodzenia do siebie" (zwlaszcza ja musialam dojsc, choc napierw trzeba wstac, zeby dojsc -a to zajelo mi znaczenie wiecej czasu). A wieczorkiem udalismy sie na kolacje do znajomych Australijczykow. Na tym wieczorze poznalam Holenderke, ktora 4 lata mieszkala w Polsce:-))) i przezyla... choc kazdy potrafi sobie wyobrazic jak moglo wygladac jej zycie w naszym kraju. Ester (bo tak sie nazywa) uczyla sie nawet jezyka polskiego, ale po roku poddala sie...choc i tak przywitala mnie slowami "Dzien Dobry Pani, jak sie masz?":-)))
Za to zakochala sie w naszych krajobrazach i gorach (ba!). Stwierdzila, co tez bylo mi bardzo milo uslyszec, ze tylko w Polsce potrafila sie odnalezc i czuc jak w domu.
...az samej mi sie zatesknilo....
4 komentarze:
faaajnie..nasz w sumie tez byl udany, ale nie az tak bardzo :)
No i nie znam zadnego Holendra co to mieszkal w Polsce :)))
mam nadzieje, ze weekend za dwa tygodnie (NIECALE) bedzie jeszcze lepszy:-)))
A czy Ci Francuzi mieli dość dobrze opanowany angielski?... :) Bo może dlatego siedzieli we własnym gronie?... ;)
No weekend to miałaś super międzynarodowy, a ta Ester to odważna ''dzioucha'' ;)
Dobre było winko?... :)))
Aniu, Ci Francuzi mieli bardzo dobrze opanowany angielski i nie byla to kwestia mniejszych lub wiekszych umiejetnosci jezykowych:-( po prostu wola swoje towarzystwo. A winko bylo pyszne;-)))
Prześlij komentarz